Kolejny etap naszej podróży przez winnice znajdujące się w okolicach nowozelandzkiego Auckland poprowadził nas do regionu Matakana, oddalonego niecałą godzinę jazdy na północ od miasta. Panuje tutaj ciepły morski klimat, winnice usytuowane są głównie na wzgórzach, na gliniastych glebach. Uprawia się tutaj głównie czerwone odmiany: Merlot, Cabernet Sauvignon, Syrah, Pinotage, Pinot Noir, Sangiovese, Carmenere, ale są oczywiście też próby (bardzo udane!) z gronami białymi w postaci Chardonnay, Sauvignon Blanc, Pinot Gris, Viognier, Roussanne i Albarino.
Jeśli chodzi o liczbę producentów, to region można określić jako mikroskopijny, bo znajdziemy tutaj nie więcej niż kilkanaście winnic. Tak! Kilkanaście! A każda z nich ma maksymalnie kilka hektarów, więc mówimy tutaj o butikowej produkcji.
Na miejscu odwiedziliśmy dwóch producentów. Pierwszy z nich to winnica Ransom. O ich Pinot Gris pisałem już przy okazji naszego gotowania muli. Już wtedy byłem pod wrażeniem ich wina, a na miejscu szczęka opadła mi do podłogi.
Historia winnicy zaczyna się od początku lat 90-tych, kiedy to znajomy Marion i Robin założył winnicę w okolicach miasta Nelson na południowej wyspie. Na początku para naszych bohaterów pomagała przyjacielowi, ale po kilku miesiącach zaczęła sama rozglądać się za miejscem dla swojej winnicy. A ponieważ oboje pracowali w Auckland, to szukali miejsca w niedalekiej okolicy, aby móc bezpiecznie zachować pracę i zajmować się winnicą. W ten sposób ich wybór padł na dolinę Mahurangi w Matakanie. Wcześniej na tych ziemiach rosły słynne nowozelandzkie drzewa kauri, jednak zostały wycięte jeszcze w XIX wieku i od tego czasu był to teraz przeznaczony pod sady owocowe. Pierwsze krzewy Marion i Robin posadzili w 1993 roku, a pierwsze zbiór miał miejsce w 1996. W kolejnych latach do dwójki założycieli dołączali kolejni członkowie rodziny i w taki oto sposób powstała prawdziwa rodzinna winnica. Żebyście nie mieli wątpliwości, rodzina nazywa się Ransom, tak jak winnica 🙂
Ich filozofia?
Our aim is to maximise the advantage of our soils, climate and topography to produce wines of elegance and finesse which will complement food and age gracefully.
I to właśnie elegancka i finezja były motywem przewodni degustacji ich win.
Degustację zaczęliśmy od niedawno zabutelkowanego Albarino z rocznika 2015. Świetne wino, przypominające lżejsze wersje swojego hiszpańskiego pierwowzoru z Rias Baixas. W nosie wyraźne pomarańcze, morele i cytrusy. W ustach dużo świeżości, zwiewności, wysoka kwasowość i delikatna mineralność.
Drugie wino degustacji to Clos de Valerie Pinot Gris 2012, które zresztą swego czasu podałem do muli. I muszę przyznać, że znowu byłem pod wrażeniem. Nie wiem nawet, czy nie jest to najlepsze nowozelandzkie Pinot Gris, jakie do tej pory próbowałem. A na pewno najbliższe wersji alzackiej. Sporo tutaj brzoskwiń, moreli, ananasa, cytrusów, ale też odrobina miodu, dobra kwasowość i lekka mineralność. Wyśmienite wino!
Vin Gris to kolejne wino z najnowszego rocznika 2015. Świetny róż, bez nadmiernej landrynkowości, ze szczerą truskawką i maliną i dobrym kwasem.
Mahurangi 2012 to kupaż Syrah, Malbeca, Cabernet Franc, Carmenere i Cabernet Sauvignon. Taki kupaż, robiony w dobrej winnicy, nie może źle wypaść. I tak było i tutaj. Bomba owocowa, z dodatkiem tostów i delikatnej wanilii dodającej smaczku.
Kolejne wino, to historia, która prawie wszyscy znamy. Bo przecież to w Chile przez wiele lat uprawiano szczep Carmenere myśląc, że był to Merlot. Dopiero w latach 90-tych poprzedniego wieku wyszła na jaw prawdziwa tożsamość Carmenere. Okazuje się, że historia powtórzyła się w Nowej Zeladnii. Tylko, że tutaj przez wiele lat uważano, że Carmenete to Cabernet Franc i dopiero niedawne badania DNA wykazały jaka jest prawda. Próbując Ransom Carmebere 2013 muszę przyznać, że zupełnie mnie na pomyłka nie dziwi, bo gdybym próbował to wino w ciemno to śmiało powiedziałbym, że jest to czysty Cabernet Franc. Mnóstwo tutaj elementów mokrej ziemi, dojrzałych ciemnych owoców, przypraw, kwiatów i oliwek. W ustach wyraźne i agresywne taniny, wysoka kwasowość i długi finisz. Z pewnością to wino nie przypadło by wszystkim do gustu i jak teraz myślę o nim, to mógłbym nawet za Wojtkiem Bońskowskim powiedzieć, że było to bardzo asertywne wino.
Dark Summit 2011, to wino nazwane tak samo jak pobliski szczyt. I wszystko w tej nazwie się zgadza. Wino pachnie czarnymi owocami, oliwkami, tytonie i można odnieść wrażenie, że bliżej mu do czarnych charakterów niż do superbohaterów w białych rękawiczkach. USA, lata 20-te XX wieku, kluby wypełnione dymem papierosów, nielegalny hazard i handel alkoholem, gangsterzy – to klimat tego wina właśnie.
Syrah 2013 to świetne wino. Tak jak Dark Summit i Carmenere były gotowe do walki z nami, tak Syrah próbuje nas oczarować swoją miękkością, subtelnością i elegancją.
Grandmère Pinot Gris Doux Naturel 2014, czyli Pinot Gris na słodko. Najsłabsze wino degustacji. Co nie znaczy, że słabe, ale w po prostu w porównaniu z poprzednikami wypadło blado. Trochę brakowało mu kwasowości i charakteru. Po prostu przyzwoite słodkie wino pachnące brzoskwiniami w syropie, ananasem i suszonymi morelami.
Na koniec została ciekawostka, czyli port zrobiony z wysuszonych gron Cabernet Sauvignon. Jak wspomniał Robim, to wino było dziełem przypadku. Po prostu grona na krzaku dziwnym trafem wysuszyły się i zaczęły przypominać rodzynku. Początkowo Robin chciał te grona wrzucić, ale końcowo postanowił spróbować zrobić z nich wino. Dopiero po 6 latach spędzonych w beczce ten cabernet został zabutelkowany, a po kolejnych 3 latach trafił do sprzedaży. Wino przepełnione jest słodkimi czarnymi owocami, cynamonem, lukrecją, czekoladą i suszonymi śliwkami. Do tego dochodzi dobra kwasowość i dostajemy świetnego porta.
Na uwagę zasługuje również niezwykła architektura budynku winnicy, który został wzniesiony w 2000 roku i którego rysunek znajduje się na etykietach win. Robi wrażenie, zarówno z zewnątrz jak i w wewnątrz.