Jeszcze kilka lat temu Nowa Zelandia była synonimem Sauvignon Blanc. Myślisz o kraju kiwi i czujesz zapach trawy, agrestu, ziół i cytrusów. Słyszysz Sauvignon i od razu myślisz o Nowej Zelandii, a dopiero później o Sancerre. W pewnym momencie jednak producenci zaczęli rozumieć, że rynek na Sauvignony powoli się nasyca i że trzeba szukać nowych dróg rozwoju. Pod koniec lat 90-tych kilku producentów postanowiło sprawdzić jak na nowozelandzkiej ziemi sprawdzi się alzacki Pinot Gris. Okazało się, że wyniki były na tyle dobre, że w ciągu 12 lat (między 2002 a 2014 rokiem) nasadzenia tego szczepu wzrosły 10-krotnie (z 232 do 2412 hektarów) i w tej chwili jest on trzecim najpopularniejszym białym szczepem w Nowej Zelandii, chociaż i tak stanowi to tylko ok 6% całej produkcji i 2,5% nowozelandzkiego winnego eksportu.
A jak smakuje tutejszy Pinot Gris? Do pewnego stopnia tak jakby wymieszać alzackie Pinot Gris z włoskim Pinot Grigio – niby ten sam szczep, jednak wina zgoła inne. Nigdy nie trafiłem na mega intensywne i oleiste Pint Gris, tak jak to często bywa w wersji francuskiej. Nigdy też nie trafiłem na przesadnie wręcz zwiewne i nijakie Pinot Grigio. Zwykle tutejsze PG odnajduję w połowie drogi – jest z werwą, ale bez nadmiernego ciężaru i struktury. Są to wina, które świetnie sprawdzają się jako tło do rozmowy z przyjaciółmi, kiedy wino ma być tylko dodatkiem, umilaczem chwil. Nie zdziwiłbym się, gdyby ktoś określiłby je jako nudne, bo faktycznie część z nich nie wywołuje zbyt wielkich emocji. Jednak zawsze znajdziemy w nich coś miłego dla nosa i mogą służyć jako lżejsza wersja alzackiego Gris i ciekawsza wersja Grigio.
Jednym z przykładów świetnego nowozelandzkiego PG jest Pinot Gris z serii Roaring Meg z rocznika 2014 od wybitnego producenta Pinot Noir z Centralnego Otago – Mt Difficuty. W nosie odnajdujemy brzoskwinię, morelę, mango i ananasa, wszystkie intensywne i dojrzałe. W ustach również mocne owoce, do tego delikatna kwiatowość, która nadaje winu interesujący lżejszy charakter. Chociaż i tak hitem tego wina jest finisz – wspaniałe, soczyste brzoskwinie czujemy w ustach jeszcze długo po połknięciu wina.
A Wy kiedyś próbowaliście nowozelandzkie Pinot Gris? Z czym Wam się kojarzy?
Na zdrowie!