Najpierw Irek poruszył wątek degustacji w ciemno na ostatnim Zlocie Blogerów, a wczoraj ten temat poruszyła też Winicjatywa. I tak jak Irek z pokorą stwierdził, że słabo wypadł i źle się z tym czuje, tak Winicjatywa ogłosiła, że słaby wynik blogerów świadczy o niskim poziomie wiedzy blogerów. Czytamy:
Krótko mówiąc, kompetencje degustacyjne blogerzy generalnie mają, ale powierzchowne.
A później w komentarzach autor tekstu dodaje:
Problemem jest ujawniony w teście generalny brak kompetencji niektórych blogów,
Na zlocie nie byłem, więc nigdy się nie dowiemy jak sam bym wypadł, jednak daleki byłbym od wyciągania tak daleko idących wniosków, jak zrobił to Wojtek Bońkowski w swoim tekście. Dlaczego?
Zacznijmy chociażby od tego co co ostatnio na Twitterze napisał Fernando Beteta, MS, czyli człowiek, który zna się na degustacjach w ciemno jak mało kto:
When learning to blind taste wines, take it slowly. 2-3 wines at a time and learn them well. Too much, too fast, two bad.
— Fernando Beteta, MS (@fernandobeteta) June 24, 2015
Jaki z tego wniosek? Degustacji w ciemno trzeba się uczyć. Bez regularnych lekcji i ćwiczeń, człowiek nie jest w stanie dobrze identyfikować butelek. Wystarczy obejrzeć fragment filmu Somm, w którym kandydaci do zdobycia tytułu Master of Sommelier przygotowują się do egzaminu. Jest to co prawda inny poziom, niż poziom blogerski, ale bardzo szybko zobaczymy ile czasu i wysiłku zajmuje wyćwiczenie swoich zmysłów i umysły, aby prawidłowo rozpoznawać szczep, apelację, czy cenę. Przypomnijmy sobie też wpadki polskich autorytetów winnych. Chyba wszyscy znamy historię pana Mielżyńskiego, który w programie telewizyjnym podczas degustacji w ciemno wybiera Sophię przed Chablis Premier Cru:
Spójrzmy też na badania, które pokazują, że degustacje w ciemno to trudne zadanie i że na wynik ma wpływ wiele czynników, np. co degustator jadł przed degustacją, w jakiej temperaturze podane jest wino (i w jakiej temperaturze podobne wino pił wcześniej), czy degustator jest zmęczony (niektórzy uczestnicy zlotu musieli wcześnie rano wstać na pociąg aby dojechać do Warszawy)? Dodajmy do tego stres przed złym wynikiem, zasłyszane zdania innych blogerów i presję czasu, a okaże sie, że zadanie wcale nie było takie łatwe.
Inną sprawą są wina, które były dostępna na degustacji i pytanie, czy faktycznie tak łatwo było je sklasyfikować. Dla przykładu Seifried Estate Nelson Sauvignon Blanc 2014 – nawet żyjąc w Nowej Zelandii ciężko jest zdobyć Sauvignon Blanc z regionu Nelson. A ile takich win jest dostępnych w Polsce? Jedna butelka? Dwie? Nie dziwi zatem, że nikt nie był w stanie odgadnąć skąd dokładnie pochodzi to wino. Inny przykład to Jaume Serra Cava Brut, które pochodzi z półek Faktorii Win, więc można założyć, że jest to wino marketowe. Pamiętam jednak, że ja to wino kupowałem kiedyś w sklepie z winem w Poznaniu, jak w takim razie to wino powinno być zakwalifikowane? Jako marketowe, czy sklepowe?
Sam pamiętam sytuację z początku mojej przygody z winem, gdy degustowałem wino w ciemno, a po chwili dostałem to samo wino do degustacji. Będąc przekonany, że powinno być to inne wino, zacząłem w nim odkrywać nowe smaki i aromaty i byłem w stanie jasno powiedzieć, że jedno z nich bardziej mi smakowało. To była dla mnie świetna nauczka, która pozwoliła mi nabrać sporo pokory przed degustacjami w ciemno.
Jestem jak najbardziej za tym, aby blogerzy pogłębiali swoją wiedzę, gdyż z pewnością pozwoli to tworzyć lepsze blogi. Wydaje mi się, że ta degustacja mogła być też dobrym elementem motywującym dla niektórych blogerów. Daleki byłbym jednak od jednoznacznych osądów i stwierdzenia, że blogerzy nie mają kompetencji, bo jak widać degustacje w ciemno to często ciężko orzech do zgryzienia nawet dla profesjonalistów.
Na zdrowie!