Najlepsze czerwone wino Nowej Zelandii

Wracamy na wyspę Waiheke, do nasłynniejszego tamtejszego producenta – Stonyridge. Historia założenia tej winnicy jest podobna do historii Goldie. Żeglarz Stephen White po opłynięciu sporej części świata i pracy w winnicach we Włoszech i Kalifornii, postanowił spełnić swoje marzenia o własnej produkcji wina. Na początku lat 80-tych rozpoczął szukanie nowozelandzkiej ziemi, która najlepiej nadawałaby się na uprawę bordoskich odmian winorośli. Jako Auklandczyk nigdy nie spodziewał się, że odpowiedni klimat i glebę znajdzie w odległości 30 minut promem od swojego miasta, na wyspie Waiheke. Oczywiście spełnianie marzeń nigdy nie jest proste i musiało minąć trochę czasu zanim Stephenowi udało się zdobyć kredyt, zasadzić pierwsze krzaki winorośli i założyć winnicę Stonyridge. Zanim zabutelkowano pierwszy rocznik, pan White pojechał zdobywać brakującą wiedzę i doświadczenie do Chateau d’Angludet w Margaux. Po powrocie w 1985 do butelek trafił pierwszy rocznik Stonyridge. A już dwa lata później na rynek zostało wypuszczone wino Larose, które przez wielu zostało uznane za najlepsze czerwone wino Nowej Zelandii, a winnica zdobyła miano kultowej.

W tej chwili Stonyridge to tylko 7 hektarów winnic, na których rosną głównie odmiany bordoskie i rodańskie. Winnica chwali się swoim idealnym położeniem i wyjątkowym mikroklimatem – jest tutaj 2-4 stopnie cieplej i 30% mniej deszczu niż w Auckland. Dodatkowo winnica chroniona jest pasmem wzgórz (o zaskakującej nazwie…Stonyridge), który broni winorośla przed zachodnim chłodnym wiatrem, który często atakuje wyspę. Gleba to głównie glina, która zatrzymuje wodę, dzięki czemu krzewy wytrzymują suche i gorące letnie dni. Zbiory są wyłącznie ręczne, a do pracy zatrudniane są jedynie sprawdzone osoby, często przyjeżdżające z zaprzyjaźnionych winnic z Bordeaux. Winnica produkuje około 25 tysięcy butelek (wszystkie zamykane naturalnym korkiem), z czego 80% trafia na rynek nowozelandzki i australijski, większość do restauracji, a część sprzedawana jest bordoskim systemem en primeur.

stonyridge2.jpg

W Stonyridge byliśmy dwa razy. Za pierwszym razem chcieliśmy chwilę odpocząć na miejscu i zjeść coś małego w tamtejszej restauracji. Okazało się jednak, że nie wzbudziliśmy zainteresowania obsługi, więc skupiliśmy się jedynie na degustacji wina i opuściliśmy winnicę zniesmaczeni i z poczuciem, że jest to miejsce raczej dla osób z grubym portfelem i w markowych ubraniach. Na szczęście nasza druga wizyta pozwoliła zmienić naszą opinię. W ramach festiwalu wina na wyspie Waiheke udało nam się zaaranżować dość ekskluzywne spotkanie z tamtejszą menadżerką winnicy Audrey Cauet, która poświęciła nam sporo czasu i z pasją opowiadała o Stonyridge i ich winach. A do tego mogliśmy bez skrępowania podziwiać widoki roztaczające się z winnicy. Okazało się, że nie bez powodu Robert Joseph z brytyjskiego Guradiana napisał, że Stonyridge jest jedną z 10 winnic, które trzeba odwiedzić:

Stonyridge is a cult winery with a global reputation. Situated on Waiheke Island, a short ferry ride from Auckland, this small vineyard is one of the most beautiful in the country. The casual, wood-and-stone restaurant/cafe is ideal for chilling out on a hot afternoon.

stonyridge3.jpg

Podczas naszej wizyty mieliśmy okazję spróbować cały przekrój win produkowanych przez Stonyridge na wyspie Waiheke. Zaczęliśmy od etykiety Pilgrim z rocznika 2013. Był to kupaż rodańskich szczepów: Syrah, Mourvedre i Grenache. Wino bardzo (za?) młode, zadziorne, z aromatami dojrzałych czereśni i śliwek, lukrecji, czekolady i tytoniu. W ustach mocne taniny, dużo ciała i średnia+ kwasowość.

stonyridge_pilgrim.jpg

Kolejne wino to twór działu Research & Development winnicy, czyli wino, które jeszcze nie trafiło na rynek. Vino del Mar, bo taką na razie nosi nazwę, to kupaż Malbeca, Cabernet Sauvignon i Petit Verdod z 2010 roku. Pięknie tutaj współgrały nuty i smaki czerwonych porzeczek, jagód, jeżyn, kawy, kakao i wanilii. Na podniebieniu wyraźne, jedwabiste taniny, lekko wyczuwalny alkohol, dużo ciała i wysoka kwasowość.

stonyridge_mar.jpg

Gwiazdą degustacji było oczywiście flagowe wino Stonyridge, czyli Larose z 2012 roku. Znajdziemy tutaj 35% Cabernet Sauvignon, 21% Merlot i Malbeca oraz 16% Petit Verdot oraz małe ilości Caberet Franc (6%) i Carmenere (1%). Nie da się ukryć, że Larose to wielkie wino i trudno się nie zgodzić, że świetnie nawiązuje do tradycji bordoskich. Już ciemny kolor zapowiada, że w nosie i ustach dostaniemy bombę aromatów i smaków. Znajdziemy tutaj soczyste jeżyny, czarne porzeczki, poziomki, ale też aromaty drewna, ogniska, mokrych liści, cynamonu i goździków. Usta pełne, okrągłe, z mocną taniną, wysoką kwasowością i bardzo długim owocowo-kakaowym finiszem. Mimo wspaniałych przeżyć, które wino daje już teraz, warto poczekać kolejne 5-10 lat, dopiero wtedy wino pokaże swoją pełnię.

stonyridge_larose_2012.jpg

Na koniec trochę spod lady dostaliśmy do degustacji zabutelkowany kilka dni wcześniej rocznik 2014 wina Airfield, czyli drugiej etykiety Stonyridge. Po hedonistycznej przygodzie z Larose ciężko było docenić ciągle młode Airfield. Oczywiście nie można nie zwrócić uwagi na dojrzałe owoce, korzenność, mocne, szorstkie taniny, średnią kwasowość i przyjemny finisz tego wina, jednak da się odczuć, że trafiają do niego winogrona, które były za słabe, aby stały się częścią Larose.

stonyridge_airfield.jpg

Stonyridge to kolejna winnica, która pokazuje, że Nowa Zelandia ma ogromy potencjał do produkcji wyśmienitych win czerwonych. Szkoda tylko, że wyspa Waiheke jest tak mała i większość z produkowanych tam win nie ma szans trafić do szerokiego grona odbiorców poza wyspami Pacyfiku.

stonyridge4.jpg

Na zdrowie!

You Might Also Like