Każdy winomaniak wie, że dobre kieliszki są podstawą pełnego delektowania się aromatami i smakami wina. W zasadzie z każdej książki i na każdym kursie wiedzy o winie możemy się dowiedzieć jaki kieliszek jest odpowiedni do wina musującego, białego, czy czerwonego. Sam jeszcze do niedawna byłem wielkim zwolennikiem tradycyjnych kieliszków, tych z nóżką. Bo przecież dzięki trzymaniu kieliszka za nóżkę nie ogrzewamy niepotrzebnie wina, trzymamy rękę daleko od nosa (a ręka potrafi pachnieć chociażby mydłem, a niekoniecznie chcemy czuć mydlane zapachy w winie), a dodatkowo możemy w łatwy sposób kręcić kieliszkiem w celu uwolnienia aromatów oraz sprawdzać kolor wina. Pamiętam jak Piotr z bloga Białe nad Czerwonym wypunktował kiedyś polskich sprzedawców wina, za to że na swoich stronach promują trzymanie kieliszka za czaszę. Piotr wspominał także Scarlett:
A przecież nawet Arnold wie jak trzymać kieliszek:
Pamiętam też jak kilka lat temu przeczytałem o tym, że Riedel wchodzi na rynek z nowym modelem kieliszków, kieliszków bez nóżki. Coooo?! Przecież to jest niezgodne ze wszystkim co wiem o winie, myślałem wtedy. Jakże mocno zmieniło się moje zdanie na ten temat od momentu przeprowadzki do Nowej Zelandii i pierwszego spotkania z tym nowym podejściem do serwowania wina. Od tej chwili jestem wielkim fanem tzw. tumbler-ów! Dlaczego? Po pierwsze ściągają one wino z piedestału, z miejsca, gdzie wino jest wyłącznie dla koneserów, do miejsca gdzie wino jest dla każdego. Po drugie, są mega wygodne, szczególnie jeśli chodzi o podróże – wkładasz tumbler do małego pudełka, pakujesz do plecaka i siup na piknik. Ze zwykłymi kieliszkami nigdy nie miałem tak łatwo, zawsze trzeba było zabierać ze sobą dość spore pudełko i szukać sposobu jak je przetransportować. Dodatkowo tumblery łatwo się myje i trudniej się tłuką. No i musicie przyznać, że świetnie wyglądają!
Tutaj, w Nowej Zelandii, tumblery są na porządku dziennym, spotkać je można w sklepach specjalistycznych, na degustacjach, w wine barach, w restauracjach. My w domu też mamy parę i w zasadzie z tradycyjnych kieliszków już nie korzystamy. No ale co z ogrzewaniem wina, zapachem ręki, kręceniem kieliszkiem? Nie ma z tym żadnego problemu. Jeśli tylko nie trzymasz kurczowo tumblera w ręku przez cały czas i odstawiasz go stół, to temperatura wina będzie w porządku. Z zapachem ręki oraz kręceniem kieliszkiem też nie zauważyłem żadnego problemu.
Na rynku kieliszków w tej chwili w zasadzie każdy producent oferuje tumblery. Co więcej, Riedel podobnie jak ze swoimi tradycyjnymi kieliszkami proponuje tumblery w zależności od rodzaju wina i szczepu, który akurat pijesz.
Jeśli ktoś zatem oburza się, że piję wino w szklance, to jest to już jej/jego problem. Mi jest tak wygodniej i mam zamiar pić wino tak jak mi się podoba i tak jak mi smakuje 🙂
Jestem ciekaw co Wy sądzicie o tej nowej modzie. Pasuje Wam, czy raczej wolicie kieliszki tradycyjne?
Na zdrowie!