Większość z nas żyje w w dobrze znanej nam rzeczywistości – odwiedzany te same sklepy, jemy te same posiłki, spotykamy tych samych ludzi, w pracy robimy ciągle to samo. Podobnie jest z winami, mamy swoją winną rzeczywistość, poza którą rzadko kiedy spoglądamy.
Ale gdzieś tam znajdują się miejsca, doświadczenia i wina, które wydają się być poza naszą rzeczywistością, jakby były nie z tego świata. Wiemy, że tam są, wiemy, że są ludzie, które z nich korzystają, ale często brak jest nam odwagi, aby samemu o nich marzyć, aby się o nie postarać. Bo za daleko, bo za drogo, bo za trudno.
Trochę tak było w moim przypadku z winami Château Palmer. Wiedziałem, że Château Palmer to jeden z najważniejszych producentów w całym Bordeaux, gwiazda Margaux, wina legendy, kosztujące średnią krajową za butelkę. Po co w ogóle myśleć o takich winach, skoro i tak są nieosiagalne?
Na szczęście życie jest nieprzewidywalne, stawia przed nami wyzwania oraz okazje, o których sami nawet nie ośmielamy się marzyć! Tak było i ze mną i degustacją kilku roczników Château Palmer! Tak, tak, tak – to co kiedyś było dla mnie nieosiągalną wizją, było przede mną w kieliszku i to w postaci degustacji pionowej 🙂
Ale dlaczego w ogóle Château Palmer jest takie legendarne, skoro w słynnej klasyfikacji z 1855 roku, trafiło dopiero do trzeciego koszyka? Prawda jest taka, że Château Palmer przez wielu stawiane jest na równi z Château Margaux, czyli jednym z 5 najlepszych win z lewego brzegu Żyrondy. A na wierzch wychodzą problemy z samą XIX klasyfikacją, która opierała się na głównie na ówczesnych cenach win. Pech chciał, że ówczesny właściciel, generał Charles Palmer, popadł w tarapaty finansowe i obyczajowe, więc i ceny win poszybowały w dół, a w konsekwencji Château wylądowało dopiero w trzeciej grupie, zdecydowanie poniżej właściwej wartości.
Degustację zaczęliśmy od drugiej etykiety, czyli Alter Ego Palmer, roczniki 2011 i 2010. Tak o tych winach piszą na swojej stronie:
To wynik nowego podejścia do wyboru gron i kupażowania, w taki sposób aby pokazać inny wymiar terroir Château Palmer, cały czas pozostając przy wartościach, które stoją za reputacją naszych win – finezji, elegancji, bogactwa aromatów i harmonii.
Oba roczniki różnią się dość znacząco kupażem: 2011 to głównie Merlot (48%), z dodatkiem Cabernet Sauvignon (37%) i odrobiny Petit Verdot (15%); 2010 to przewaga Caberneta (51%) nad Merlotem (49%). Oba wina niesamowicie pociągające i pijalne już teraz (choć ich struktura pokazywała, że ze spokojem mogą poczekać kilka, kilkanaście lat), choć 2011 wydawało się bardziej interesujące aromatycznie, za to 2010 zdawało się mieć ciekawszą strukturę. W obu znajdujemy bogactwo czerwonych i czerwonych porzeczek, śliwek, czereśni, czekolady i kawy. W ustach jedwabiste, złożone, potężne (chociaż do starszej siostry trochę im brakuje) i świetnie zbalansowane.
Po wspaniałym wstępie przyszedł czas na prawdziwe petardy, pierwszą etykietę Château Palmer w kilku rocznikach – 2010, 2007, 2006, 2005, 2000, to już była jazda bez trzymanki! Najwspanialsze w tych winach były przeciwności, które się w nich spotykały i idealnie balansowały, była moc, była delikatność, było bogactwo, była skromność, była oczywistość, była subtelność, była lekkość, był ciężar, była świeżość. Moja głowa przechodziła od stanu zachwytu do stanu zdumienia i zakłopotania, bo nie potrafiła nazwać tych wszystkich zapachów i smaków. Piękno i wspaniałość! ❤️
I właśnie to jest fantastyczne w podążaniu za własną pasją – jeśli będziemy wystarczająco wytrwali i cierpliwi, to życie pozwoli nam wyjść poza naszą codzienną rzeczywistość!
Na zdrowie! 🍷