Wyjazd do obcego miasta, tym bardziej kraju, a jeszcze bardziej na inną półkulę oznacza, że emigrant musi znaleźć sobie nowe miejsce. Trzeba odnaleźć przyjazną piekarnię ze świeżym i z troską wypiekanym pieczywem, warzywniak, gdzie sprzedawca szczerze podpowie co warto kupić, rzeźnika, gdzie zawsze znajdzie się świeże mięso i najlepsze wędliny. Trzeba też znaleźć swój sklep z winem. Gdy pierwszy raz wszedłem do sklepu Great Little Vineyards w Auckland i zamieniłem kilka zdań z pracującym tam Niemcem, wiedziałem, że będzie to mój sklep. On opowiedział skąd sie wziął w Auckland, ja opowiedziałem o swoim blogowaniu i enopodróżach. A w pewnym momencie zeszło nam na wina naturalne. Ja mówię, że w Poznaniu mieliśmy świetną okazję poznać wina od kilkunastu producentów wina naturalnych. On na to (z niemieckim akcentem):
Maybe you want to try something really funky from New Zealand?
W ten oto sposób do domu wróciłem z butelką kupażu Pinot Blanc z Pinot Gris z 2012 od biodynamicznego producenta Pyramid Valley Vineyard. Claudia i Mike przyjachali do Nowej Zelandii z USA w 1996 roku. Mike najpierw pracował w Neudorf Vineyards, ale po 4 latach nie wytrzymali i kupili kawałek ziemi na wyspie południowej, gdzie Mike wykorzystuje swoje doświadczenia zdobyte w Europie, m.in. w Burgudnii i Mozeli. Ich filozofia?
Wine to us is a genie, genius loci; our job is to coax it from its rock to bottle. Every gesture we make, in vineyard and winery, is a summons to this spirit of place. Biodynamics, hand-based viticulture, low yields, natural winemaking – these are some of the means we’ve adopted better to record and transmit this voice.
Wszystkie ich wina produkowane są z udziałem naturalnych drożdży, nic nie jest filtrowane, wina przechodzą długą fermentację, siarka nie jest stosowana. Pozwalają każdemu winu rozwinąć się w jakąkolwiek tylko chce stronę, zgodnie z mottem:
Each wine is allowed to flower as it wishes.
W tej chwili mają 2,2 hektara podzielone na 4 odseparowane bloki. Winogrona z każdego z bloków fermentowane i winifikowane są osobno, aby uzyskać jak największą różnorodność i aby mieć możliwość pokazania terroir każdego z bloków. Poza winogronami z własnych winnic Claudia i Mike dzierżawią ziemię od innych rolników w różnych regionach Nowej Zelandii. Umowa jest prosta: Claudia i Mike płacą za dzierżawę tyle za ile średnio dany rolnik sprzedałby winogrona z danej działki. Po podpisaniu umowy dzierżawcy zakasują rękawy i wprowadzają wszystkie praktyki, które dadzą najlepsze efekty, czytaj: wprowadzają biodynamiczną uprawę, a wszystko robione jest przez nich własnoręcznie. Wina z dzierżawionych winnic oznaczane są na etykiecie jako Growers' Collection.
I właśnie wino z Grower’s Collection trafiło do mojego kieliszka. Grona pochodziły z Kerner Estate Vineyard, a były to Pinot Blanc i Pinot Gris, które fermentowały na skórkach, a później macerowały jeszcze przez kilka miesięcy, dzięki czemu wino uzyskało piękny głęboko pomarańczowy kolor.
Nos wypełniony miodem, orzechami włoskimi, migdałami, morelami, brzoskwiniami, lekko tostowy, z nutami zepsutego jabłka. Wszystko inne i zaskakujące z każdym obrotem kieliszka. Usta wydają się miodowo słodkie (chociaż cukru resztkowego jest mniej niż gram na litr), z mocnymi brzoskwinią i bananem, by po chwili stać się bardziej orzechowe, a momentami nawet lekko korzenne. Jest też tutaj dużo ciała, wyraźne taniny i mocna limonkowa kwasowość.
Jest MOC! I jest funk!