U mnie już co prawda pierwszy kwietnia, ale ten wpis to nie jest prima aprilis. Faktycznie rozważam pożegnanie się z blogowaniem o winie. Powody są oczywiście prozaiczne. Po pierwsze, brak czasu. Jak już pisałem ostatnio, od dzisiaj rozpoczynam kurs WSET Diploma, który będzie wymagał ode mnie sporej ilości czasu na naukę i degustacje. Po drugie, od momentu kiedy przeprowadziłem się do Nowej Zelandii i zacząłem pisać głównie o winach z Antypodów to liczba moich czytelników spadła drastycznie. W chwili obecnej nowe posty czyta około 100-150 osób, a w pozostałe dni na bloga wchodzi ok 20-30 osób. W sumie to nawet to rozumiem – sam temat wina to nisza w Polsce, a pisanie prawie wyłącznie o winach z Nowej Zelandii to już nisza w niszy. I oczywiście bardzo się cieszę, że jest chociaż 150 osób, które uważają moje pisania za wartościowe do jakiegoś stopnia, jednak nie jest to dla mnie wystarczająca motywacja do poświęcenia kilku godzin tygodniowo na bloga. Po trzecie, po 7 latach blogowania czas na odpoczynek, nabranie świeżości, spojrzenie na wino i na blogowanie z innej perspektywy.
Jaki jest zatem plan? Mam kilka postów już napisanych, więc one pewnie pojawią się w kwietniu i/lub maju. Może od czasu do czasu (raz w miesiącu? raz na kwartał może?) podsumuję co się u mnie dzieje, jak idzie nauka, jakie ciekawe wina degustowałem (interesowałoby Was coś takiego?). Może uda się dołączyć do Winnego Worku w co którąś edycję. Na pewno nadal będę aktywny na facebooku oraz instagramie, więc tam możecie śledzić na bierząco moje zmagania z książkami i winami.
Nie mówię żegnajcie, mówię do zobaczenia i przeczytania w dużo rzadszych ostępach czasu. Wiecie gdzie mnie możecie znaleźć. Cześć i czołem!
Na zdrowie! 🍷
P.S. A u góry możecie zobaczyć mój najnowszy nabytek. W końcu jak się mieszka w Nowej Zelandii to ciężko jest się uchować bez tatuażu 😀👹😎