Jeśli od czasu do czasu czytacie tego bloga, to możecie wysnuć wniosek, że w zasadzie niczego nam w Nowej Zelandii nie brakuje – są tu świetne wina, interesujące szczepy, ciekawi producenci i przepiękne widoki. Z roku na rok Nowa Zelandia rozwija się niesamowicie szybko i pozwala cieszyć nos i podniebienie coraz to nowymi aromatami i smakami. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że od czasu do czasu na polskich blogach i w wiadomościach od znajomych czytam i słyszę, że polskie wina mają się coraz lepiej, każdy rocznik jest coraz ciekawszy, a producenci coraz odważniejsi. Tyle się zmienia w polskim świecie wina, a mnie to wszystko omija!
Całe szczęście, dzięki uprzejmości szwagra (dzięki Jacek!), mieliśmy ostatnio okazję próbować kilku win z winnicy Turnau. Jacek skrzętnie zapakował 3 wina do swojej walizki, które z przystankami w Katarze i Sydney w końcu przyleciały do nas. Wina wylądowały w Auckland już w marcu, jednak mając w domu takie skarby chcieliśmy otwierać je z wyjątkowymi osobami i w wyjątkowych okolicznościach.
Rondo/Regent 2014 pojechało z nami do Hawke’s Bay, gdzie spotykaliśmy się z jedną z najlepszych nowozelandzkich winemakerek i jednocześnie naszą przyjaciółką Jenny Dobson, jej mężem oraz znajomymi (o winach Jenny z William Murdoch Wines i Sacret Hill będzie wkrótce na blogu). Nikt z towarzystwa oczywiście nie spodziewał się, że na kolacji pojawi się polskie wino, więc natychmiastowo wszystkich oczy zrobiły się jak pięciozłotówki i szybko przystąpiliśmy do degustacji. W nosie maliny i truskawki, odrobina czekolady i wanilii. W ustach delikatne taniny, średnia kwasowość i średnie ciało. Rondo/Regent 2014 okazało się winem poprawnym i przyjemnym, miłą ciekawostką, jednak na tym pozytywne epitety się skończyły.
Rose 2014 poleciało z nami z Auckland do Melbourne, gdzie spotykaliśmy się z naszymi przyjaciółmi. Po całym dniu wojaży po Yarra Valley, wieczorem usiedliśmy do gry w monopol, a do kieliszków trafiło schłodzone polskie rose. Czerwone owoce, lekko kompotowe, przyjemnie odświeżające po całym dniu podróży po australijskiej ziemi. Cukier resztkowy mile równoważony kwasowością. Z chęcią bym wrócił do tego wina w jakiś letni wieczór, dobrze by pasowało do krajobrazu pełnego palm, piasku i fal oceanu 😎
Na koniec zostawiliśmy sobie Hibernala 2014, którego otworzyliśmy z okazji spotkania blogerów ze Sto Historii oraz Tropimy Przygody w bezpośrednim sąsiedztwie dnia niepodległości. Takie okoliczności wymagały wyjątkowego wina więc z przyjemnością sięgnęliśmy do lodówki po Hibernala. Wino półsłodkie to nie jest nasz pierwszy wybór, nawet gdy wybieramy nowozelandzkie Pinot Gris lub Rieslinga i na etykiecie widzimy chociaż minimalne wzmianki o cukrze resztkowym, to dwa razy się zastanowimy zanim wino trafi do naszego koszyka. W przypadku Hibernala 2014 nasze wątpliwości okazały się zupełnie nietrafione. Wino było wyśmienicie zrównoważone i cukier był pięknie zbalansowany kwasowością. Do tego aromaty białych brzoskwiń, moreli, cytrusów, trawy i ziół. To chyba najlepsza pozycja z całej trójki win od Turnaua.
I tak oto zakończyło się tournée Turnaua po Nowej Zelandii. Teraz pozostaje nam czekać na kolejne odwiedziny rodziny, która pomoże nam zaimportować polskie wino do naszych kieliszków w Auckland 🙂
Na zdrowie! 🍷🍷🍷