Winny Wtorek #120 – moje urodziny!

Dziś wypada Winny Wtorek, czas zatem na wino! Tym bardziej, że dzisiaj moje urodziny, więc ten dzień bez wina nie może się obyć 🙂 Tym razem obowiązek wyboru tematu przypadł kolegom z Winnych Przygód, którzy zaproponowali temat dla mnie idealny, choć dla pozostałych wtorkowiczów może on wiązać się z niezłymi poszukiwaniami. Co zatem dzisiaj pijemy? Cokolwiek z Nowej Zelandii, co nie jest Sauvignon Blanc oraz Pinot Noir. Faktycznie te dwa szczepy dominują jeśli chodzi o obraz Nowej Zelandii w świecie wina, jednak stali Czytelnicy tego bloga widzą, że ograniczanie Nowej Zelandii do wyłącznie tych dwóch szczepów, byłoby co najmniej nadużyciem. Po przecież jest świetne Syrah, kupaże Cab Sav z Merlotem, dobre Rieslingi, ciekawe Pinot Gris, a nawet Gruner Veltlinery i wiele wiele innych. Jest zatem w czym wybierać, mam jednak obawy, że mało z tej różnorodności trafia do polskich sklepów. Ciekawe w takim razie co pojawi się na pozostałych wtorkowych blogach 🙂

A czym ja świętuję ten Winny Wtorek i swoje urodziny? Oczywiście musiało być ciekawie. A trudno o ciekawszy szczep, który wykorzystywany byłby do corocznego świętowania, którego produkowano by miliony butelek, który przez wielu  kojarzony byłby z bylejakością, a przez tych, którzy wiedzą gdzie szukać, wychwalany byłby pod niebo. Co to za szczep? Oczywiście Gamay, popularnie kojarzony z Beaujolais, które w wydaniu nouveau to często kiepska jakość i nastawienia na szybki zysk, a wydaniu cru to jedne z najciekawszych win czerwonych. Prawda jednak jest taka, że poza Beaujolais ciężko jest znaleźć wina ze szczepu Gamay, a szkoda bo to szczep który potrafi dać wiele szczerej radości połączonej z czarującą odmiennością. I tak właśnie jest w przypadku Te Mata Gamay 2015 z Hawke’s Bay. Ciekawostką jest już sam proces produkcji tego wina – 50% zostało wyprodukowane metodą fermentacji węglowej, a pozostałe 50% w sposób tradycyjny. Po połączeniu wino spędziło 7 tygodni w beczkach z francuskiego dębu. Jaki jest rezultat takiego zabiegu? Dostajemy wino świeże, wyraźnie owocowe, lekkie, miękkie, słoneczne i radosne, które idealnie będzie pasowało do leniwego popołudnia przy grillu, a które zainteresowanym pokaże również swoje bardziej leśne oblicze. Wino które zdecydowanie za szybko znika z kieliszka.

Winniczki dorwały Malbeca z Nelson. Czekamy na resztę Wtorkowiczów 🙂

A jak często Wy sięgacie po wina z Nowej Zelandii, które nie są ani Sauvignonem, ani Pinotem? 🙂

 Na zdrowie!

Inni Wtorkowicze pili:

You Might Also Like