Jeśli widzisz dwa nowe posty jednego dnia na blogu Czerwone czy białe? to wiedz, że coś się dzieje. A dzieje się Winny Wtorek, którego tematem są nowozelandzkie Pinoty (dzięki Mariusz za ukłon w moją stronę!), a o którym ja zupełnie zapomniałem i zamiast czarnego Pinota, napisałem post o wybornym białym jego bracie. No ale skoro temat z mojego podwórka, to nie może mnie zabraknąć. Zresztą przy okazji jestem bardzo ciekaw co interesującego można w Polsce dostać i co opiszą pozostali wtorkowi blogerze.
Ja o Pinot Noir z Nowej Zelandii pisałem już nie raz, między innymi tu i tu. A jeśli dobrze się wczytacie w poprzednie posty to zauważycie, że moi ulubieni producenci to Felton Road, Devotus, Mount Edward i Valli. A co dzisiaj mam dla Was? Lecimy do Marlborough, do biodynamicznej winnicy Seresin, a do kieliszków lejemy ich kupaż Pinot Noir z trzech winnic z rocznika 2013. Jest to piękny, elegancki Pinot, pachnący lekko przybrudzoną wiśnią, ziołami, z odrobiną pieprzu i tytoniu. Taniny wyraźne, lecz jedwabiste, wysoka kwasowość, długi finisz. Wyśmienity przykład, że Nowa Zelandia to idealne miejsce dla Pinot Noir.
Inni wtorkowi blogerzy pili: Winniczek sięgnął po wino z regionu Nelson, Mariusz porównał Pinot Noir z NZ i z Burgundii, Winiacz porównuje Nową Zelandię z Chile, Nasz Świat win woli Burgundię od NZ, a Winne Przygody od dzisiaj zawsze będą miały jedną butelkę Pinota w swojej lodówce.